Jak wyglądałby twój prywatny ranking najlepszych benefitów oferowanych i… nie oferowanych przez firmy?
Tak, wiem. Nawet na maturze kazali pisać, czy praca to pasja, czy konieczność, a ja wyczuwałam podskórnie, że istniała preferencja na to pierwsze. No ale nawet jeśli wykonuję pasjonującą pracę, fajnie jest wiedzieć, że mój pracodawca o mnie dba i ułatwia mi życie, tak żebym mogła się skupić na robocie, prawda?
W większości miejsc, w których pracowałam, podstawowym dodatkiem było prywatne ubezpieczenie zdrowotne. Były czasy, kiedy bardzo się je doceniało, ale dziś to już raczej standard (co z resztą widać po kolejkach do specjalistów w prywatnych przychodniach :D).
Mieliśmy też karty multisport. Nie za darmo, bo dopłacanie do niej miało działać mobilizująco. Skorzystałam z niej 3 razy w ciągu półtora roku, bo … nie miałam na to czasu.
Ale nic nie było tak fajne jak całodniowy catering w biurze – ze śniadaniem, drugim śniadaniem, lunchem i (oczywiście!) kolacją. Cześć, jestem Lena i jestem całkiem nie anonimowym żarłokiem. Pomijam walory smakowe i dietetyczne (które były zacne!) ale sam fakt, że nie musiałam co rano myśleć „co na obiad”, był cudownym ułatwieniem życia (z tego miejsca dziękuję za te pyszności Ani i Gosi).

A jak wyglądałby mój system benefitów marzeń?
Przede wszystkim ułatwienia w komunikacji. Kto pracuje w korkującym się mieście, ten wie, o co chodzi. Czasem zazdrościłam tym nielicznym dowożonym do pracy pracobusem jak gimbus – może być nawet w barwach firmowych! A jeszcze gdyby odbierał pracowników z dogodnych dla nich miejsc… I jak mogłoby być pięknie, gdyby ktoś pomyślał o miejscach parkingowych tam, gdzie z komunikacją miejską ciężko. Najlepiej takich, o które nie trzeba się bić w konwencji „kto pierwszy, ten lepszy”. A gdyby do tego jeszcze dodać bonusy za wzajemne podwożenie się do pracy? Albo wielkie przestrzenie na rowery. Cóż z tego, że pojadę rowerem do pracy, kiedy na miejscu nie mam go gdzie przypiąć?

Pakiet „opieka” – to byłoby coś. Już pojawiają się w biurowcach i ich okolicach przyzakładowe przedszkola. Są zwolennicy i przeciwnicy, ale ja wychodzę z założenia, że fajnie coś takiego mieć, a jak ktoś nie będzie chciał skorzystać, to przecież nie ma przymusu. Ile czasu i wysiłku można sobie zaoszczędzić odwożąc dziecko do żłobka czy przedszkola, które mieści się w twoim biurze. Ale są też osoby, które na co dzień opiekują się np. starszymi rodzicami – dopłaty do całodniowej opieki pielęgniarskiej to często niewielki koszt, jakim można bardzo pomóc swoim pracownikom.

I w końcu coś mojemu sercu najbliższe – zwierzolubne firmy! Obecnie mam przyjemność z taką pracować i przyznaję, że możliwość zabrania zwierza do pracy to duże ułatwienie życia. Oczywiście nie wszędzie tak się da, ale dopłata do petsittera czy wyprowadzacza psów to już koszt wart rozważenia.

To tylko moja subiektywna lista, chociaż właściwie nikt mnie nigdy o zdanie nie pytał. Szkoda, że tak niewielu pracodawców wpada na pomysł choćby ankiety o oczekiwaniach. Dużo mnie kasy marnowaliby na benefity, których nikt nie ceni.

A jakie są Wasze wymarzone dodatki (poza kasą! To by było za proste ;))?